Postanowiłem skończyć, czy też może przerwać swoją przygodę z Final Fantasy XIV. /playtime pokazuje mi ponad 191 dni czyli ponad 4500 godzin. I choć sam wiem, że jestem psychicznie niestabilny i nie piszę tego po ochłonięciu – a może właśnie taki jest mój główny cel, by spisać to co teraz myślę – to czuję, że to zbyt dużo godzin spędzonych w tym wirtualnym świecie.
Nie ukrywam, że przez długi czas były to miłe chwile, ale wszystko gdzieś się kończy (nie że nagle wszyscy są dla mnie niemili). Piszę to tak jakbym się żegnał, i może tak trochę jest. Nie wiem czy chcę wracać. Gra coraz mniej mnie bawi, każdy loch mechanicznie wygląda tak samo, raidy/triale może niekoniecznie, ale nadal wieją lekko nudą gdy kilka razy je ukończymy. Nie ma tam nawet postaci, czy jakiejś fabuły, której chciałbym poznać dalszej losy. I choć generalnie czasem powtarzalność i łatwość to zalety, to jednak zdecydowałem się skończyć przygodę przez savage raidy.
Po tygodniu prób i kilku podejściach dziennie powiedziałem sobie dość. Nie wiem ile razy widziałem pierwsze minuty tej samej walki. Nie wiem jak wielu ludzi przewinęło się przez drużyny w których byłem. Ale całość tak mocno mnie zmęczyła, że już nie psychicznie odleciałem. Odpoczynek, głęboki oddech pomagały, ale po 2-3 drużynach znowu miałem ochotę rzucić się przez okno, czy powiesić na gałęzi. Dochodzę do wniosku, że to kompletna strata czasu, mojego i innych.
I choć błędy popełniam to nie mam sobie wiele do zarzucenia. Nigdy nie wchodziłem do grupy nie będąc przekonanym, że znam walkę do momentu, którego według opisu powinienem. Zawsze przychodziłem gotowy. Nowy ekwipunek, dobre jedzenie (to w grze do podniesienia statystyk), starałem się skupić na tym co robię i czasem naprawiać błędy, które popełniam. Niestety nie miałem szczęścia do ludzi u których boku przyszło mi walczyć.
Zawsze uważałem, że savage raidy nie są dla każdego, ale ciężko to stwierdzić jak się nie spróbuje. Tak więc szanuję ludzi, którzy przychodzą, próbują ale myślę, że czasem robią to za długo. Ja też, po raz kolejny, przekonałem że one są nie dla mnie. Myślę tylko, że to nie problem moich umiejętności tylko charakteru. Nie mam cierpliwości i choć czasem mam ochotę krzyczeć na ludzi i czasem uważam, że wypadałoby ich mocno opierdolić i dać kopa, to jednak nie robię. Pewno później by mnie karma dosięgła i sam bym psuł na najprostszych rzeczach.
Śmieszne jest to, że prawie 40 letni dziad nie potrafi podejść do tego tak „a spoko, ja tu tylko naciskam guziki”. I może bym potrafił, ale widzę problem w tym, że czuję, że mógłbym gdzieś indziej naciskać guziki. W czasie gdy kolejną godzinę spędzam na patrzenie w kółko na te same początkowe minuty walki mógłbym grać w inną grę, coś czytać, czy zająć się jakimś innym hobby.
Nie wiem co przyniesie przyszłość, mam różne pomysły na to, choćby poprzedni post je wskazuje. Ochłonę, może zdanie zmienię.
A może nie.