Cholerny Magic

Magic the Gathering działa jak narkotyk. Fajna gra, z czasem okazuje się że coraz mocniej wyniszcza portfel. Pewno niewielki procent ludzi staje się jego dilerami, którzy i z grania jak i sprzedawania, czy wymiany kart czerpią korzyści. Ten narkotyk nie każdego chwyta. Niektórzy mocno się mu opierają, ale są tacy którzy uwielbiają otwierać boostery. Chwilka niepewności, emocje i… okazuje się, że to kumpel wyciągnął coś dobrego, coś na co tak bardzo liczyłeś.

Pauper, tani magic!

Taki sobie żebrak. Czyli wariant gry opierający się na używaniu tylko kart powszechnych (common). I tu pojawia się problem, w jakim formacie tego wariantu użyjemy. “Pauper Classic, to nie pauper”, powiedział ostatnio właściciel Flamberga. I miał 200% racji. Całe stwierdzenie zgadza się z tym z czym sam się spotkałem. Pauper Classic to nie tania opcja w mtg.

Bo jak tanio grać w mtg, jak na deck wydaje się ponad 100 zł (cena z którą się spotykałem, za kompletny deck, złożony na podstawie archetypu, gdy dolar kosztował ciut powyżej 3 zł). Owszem da się złożyć coś tańszego, ale często jest to mocno niegrywalne. Szanse ma się wtedy, kiedy przeciwnikowi talia się zatnie (a to przy dobrych deckach nie zdarza się zbyt często). Ktoś powie, “100 zł, ile to dziś warte”. I może mieć trochę racji, w sumie to jednorazowy wydatek.

Pewnym pozornie tańszym wyjściem jest granie Paupera Standard. Na starcie wydamy jakieś 30 zł (czasem może ciut więcej), ale standard to format rotujący i od czasu do czasu musimy wymienić kilka kart – a czasem to może i cały deck. Ktoś powie “tak czy siak z czasem wydam ponad 100 zł aby w to grać” – a i owszem, zgodzę się w 100%, ale…

Według mnie poza gdybaniem czy lepiej raz wydać dużo, czy wydając po trochu wydać sumarycznie więcej, granie formatu rotującego jest lepsze. Mnie pewne rzeczy szybko nudzą, gdy są powtarzalne. MtG trzyma mnie od kilku lat, właśnie dzięki temu że wychodzą nowe karty. Na początku cieszyła mnie gra, zbieranie kart i obrazki. Dziś bym powiedział że jest dokładnie na odwrót. Gram mniej (choć nie tak do końca), masowe zbieractwo także mi przeszło, a grafiki na kartach są coraz lepsze.

Tani magic! To grajmy w EDH!

Największy kryzys przyszedł, kiedy po kliku latach grania w Paupera Classic znudziła się połowa graczy. W końcu coś się odrodziło, ale nie pauper. Czy ten ma szanse odżyć, jak fenix? Nie wiem. Wiem tyle, że jeżeli ktoś nie dysponuje gotówką jako taką, to za mtg nie powinien się brać.

Teraz oświęcimska scena skupiła się na EDH. W ostatnim miesiącu przybyło kilka osób – sam się nawet tego nie spodziewałem. Wielu gra dla zabawy, deckami które nie cudują, ale od czegoś trzeba zacząć. A że EDH to format zaskakujący, to pozornie słaba talia może zaskoczyć.

To taka trochę paranoiczna sprawa. Chcieli grać ludzie tanio, a zaczynają bawić się w taki format, gdzie o tanim graniu mowy nie ma. Oczywiście, wszystko to kwestia umowna i można by bawić się w tanie EDH, ale po co, jak i tak na to się kasę wydaje.

PS. Standard najdroższy od lat

Niedawno natknąłem się na artykuł, na jednym z polskich serwisów (taka “prasówka” w sumie), stwierdzający że ceny kart są coraz większe i złożenie talii do standardu jest cholernie drogie. Co gorsza, autor wini o to wydawcę czyli Wizards of the Coast. Problem tkwi w tym, że WotC nie sprzedaje pojedynczych kart, a całe boostery. Więc winienie magów z wybżerza za drogi standard to głupota, bo to nie oni ustalają cenę kart. I proszę mi nie tłumaczyć że ktoś sprzedając kartę musi za nią wziąć tyle, bo obliczając matematyczne szanse wypadnięcia karty i koszty boosterów, wychodzi mu… że rozporka nie zapiął – co najwyżej.

Za cenę kart są winni ludzie którzy grają je sprzedają. Ludzie to najgorsza strona magica. Śmiało stwierdzić mogę, że jakieś 80% z nich to ci, którzy myślą, że coś na tym zarobią, mocno do tego dążą i się im nie udaje. 15% chce co najmniej wyjść na zero, a pozostałe 5% to Ci, którzy grają dla zabawy i przyjemności.

Tych szanuję, bo to perełki w środowisku mtg, a granie z nimi to czysta przyjemność.