NMW #3: Finanse

Gdy Magowie z wybrzeża drukują nowy dodatek do Magic the Gathering czy to common, czy mythic rare kawałek kartonu kosztuje tyle samo. Do tego dochodzi kawałek folii, transport i inne pieniądze, które zarobić muszą pośrednicy. Koszt paczki 15 kart (14 + lądu + wypełniacze) to kilka dolarów, czy też na polskie 10-12 zł.

Tak więc robiąc bardzo proste i szybkie przeliczenie wychodzi, że pojedyncza karta kosztować powinna 70 – 85 gr. Proste. Oczywiście nie mamy gwarancji, że otwierając booster dostaniemy to o czym sobie marzymy. Zwykle jest tak, że nie dostajemy tego czego chcemy i idealnie byłoby móc się z kimś wymienić.

Karta za kartę. 80 gr za 80 gr. Kawałek papieru, za kawałek papieru. Tylko niestety zbyt idealnie to brzmi.

Gdy chodzi o rynek wtórny zaczyna się zabawa w prawdopodobieństwo. Nie zagłębiam się w działania matematyczne, bo nawet nie wiem gdzie zacząć. Ktoś prosto wyliczy że w danym dodatku jest tyle kart takiego typu – skupmy się na Rkach, bo prościej – i jest taka szansa, że otwierając paczkę otrzymamy tą kartę.

Załóżmy, że mamy 60 kart rzadkich w dodatku a taka jedna znajduje się w paczce (plus oczywiście pewna szansa na to że będą dwie, ze względu na pojawiające się foile, ale nie ma co komplikować sprawy). Do tego jedna na 8 to karta mityczna. Załóżmy że jest ich 15. Tak więc przy otwieraniu paczki mamy szansę 1 na 75, że będzie dokładnie karta rare którą chcemy*. Wypada więc otworzyć 75 boosterów. Czyli wydamy na nie 750 zł, a gdyby wziąć pod uwagę że pojedynczy kawałek kartonu to 80 gr, wychodzi że karta rare kosztować powinna 60 zł.

No i jeżeli ja mam kartę rzadką za 60 zł, tylko jakoś jej nie potrzebuję bo mi do talii nie pasuje, to może wymienię ją na inną kartę rare z kimś kto ma podobny dylemat. 60 zł za 60 zł, rare za rare. Byłoby miło, ale to nie wszystko.

Kilka lat temu, ktoś powiedział, że około 10% kart z dodatku to te sensowne, które nadają się do grania turniejów constructed. Nie chcę tego oceniać, ale często tak się kończy, że wiele kart to raczej ciekawostki, które bardzo sporadycznie po latach błyszczą. Karty, które wsadzone do talii nic nie zrobią. Zwykle potrzebne są tylko przy okazji turniejów limited, a czasem i zdarzają się takie, których nikt nie chce – mogliby im chociaż jakieś ładne grafiki dawać. Tak więc można by próbować założyć, że pośród 250 kart które średnio przypada na dodatek, to 25 to takie które są przydatne do grania i one głównie mają jakąś wartość dla ludzi. Tak więc cena całej reszty kart spada w dół, a tych 25 leci do góry.

I stąd Rka kosztująca 2 – 5 zł, lub taka która kosztuje więcej niż 60 – choć to rzadkość. Dobry common czy uncommon trochę nadrabia wartość paczki (boostera) a istnienie jakiegoś świetnego mythica dobija finansowo niedzielnych graczy.

Gdy zaczynałem grać, był taki czas, że by złożyć talię, która będzie się miało szanse coś wygrać należało się zaopatrzyć w jakieś 2,5 – 3 tysiące złotych. Królował Jace the Mind Sculptor, który do dnia dzisiejszego, mimo kilku dodruków potrafi kosztować kilkaset złotych. Później bywało różnie, lecz wszelkie turnieje dla profesjonalistów, gdzie „wybitni gracze” tworzyli najlepsze możliwe talie sprawiły, że ceny kart szybowały w górę. Większość graczy, starało się kupić karty do jednej z topowych talii, a że popyt i podaż coś działają na siebie ceny szły nadal w górę.

Teraz, po kilku banach w standardzie i braku Pro Toura w tym formacie sprawa wygląda ciut inaczej. Jest więcej różnych talii. Ludzie nie są pewni co tak naprawdę jest najlepsze, choć dobre karty zawsze będą w cenie.

Do tego na ostatnim prereleasie, dane było mi zagrać z gościem, który gra w MtG od czasów gdy jeszcze nie było tak powszechnego dostępu do internetu. Powiedział że wtedy było lepiej, inaczej. Ceny były inne i gdy chciało się kupić kartę nikt nie siadał do komórki by sprawdzić cenę, tylko sam ją ustalał – tego mi mówić nie musiał, bo to logiczne. Myślę, że były to lepsze czasy. Ludzie sami tworzyli bo nie mogli znaleźć decklisty w necie. Ludzie sami ustalali co dla nich jest ile warte.

Właśnie w MtG dziś najbardziej denerwuje mnie ten brak samodzielności. Jasne sam czasem kopiuję pomysły – nie ukrywam, że dzięki nim zwykle lepiej mi idzie. Brakuje mi turniejów dla ludzi, którzy chcą się bawić a nie zarabiać. Takich gdzie siadasz, patrzysz na karty przeciwnika na stole i nie masz zielonego pojęcia co cię czeka. Brakuje mi decków składanych „z tego co mam”. Mam takie wrażenie, że boostery otwierają dziś tylko handlarze singlami i mało kto wie jaka to fajna zabawa i ile w tym radochy.

Marzy mi się taki prerelease, gdzie Wizards of the Coast dadzą paczki w których nikt z grających nie będzie wiedział co jest. Bez tego budowania hype’a przed premierą.

Ale szans na to nie widzę.

* tak sądzę, że to bardziej skomplikowane, ale jakoś nie chce mi się cofać do czasów szkolnych by stwierdzić dokładnie jak to jest