Pstryczek

Za kilka dni minie rok odkąd stałem się szczęśliwym posiadaczem Nintendo Switcha. Szczęśliwym to bardzo dobre słowo w tym przypadku. Od jakiegoś czasu do każdego postu na facebooku dodaję (hash)taga #switchwkażdymdomu. Wiadomo, niepotrzebnie bo mam konto prywatne, więc i tak ujrzy to niewielkie grono osób.

Po prostu, po roku używania nadal uważam, że Switcha powinna mieć każda rodzina. Niezależnie od wieku i tego czy się ma dzieci czy nie. I zdaje sobie sprawę, że wiele gier i tak może nie trafić w gusta ludzi – tych wiecznie ponurych – i że Pstryczek to nie tania zabawka. Pomijam już kwestię kupowania gier, bo to studnia bez dna.

Sam kupiłem Switcha by znowu po wielu latach usiąść do zabawy z najbardziej znanym hydraulikiem i wiedziałem, że na tą konsolę raczej będę kupował gry, które nie pojawią się nigdzie indziej. I w gruncie rzeczy, jeżeli nie patrzy się z perspektywy firmy Nintendo i tego, że konsola musi zarabiać, to gry od Nintendo i te robione na wyłączność Switcha to wszystko co mi potrzeba.

Super Mario Odyssey czy Captain Toad : Treasure Tracker to raczej gry dla jednego gracza, z drugim tak ciut dodanym na siłę. Ale to takie gry, przy których dobrze się będzie bawić dorosły i dzieciak – oczywiście każdy na swój sposób inaczej. Kolorowe, radosne i ze świetnie zróżnicowanym poziomem trudności, który nie zniechęci dzieci, a Ci bardziej wymagający także znajdą coś dla siebie.

W Mario Tennis Aces czy Mario Kart 8 Deluxe. Świetnie się gra – w to pierwsze po sieci (o czym kiedyś jeszcze napiszę) w to drugie tak po prostu. W Mario Kart grałem sam, grywałem z bratem czy znajomymi. Owszem nie wszedłem jeszcze do sieci, bo leszcz ze mnie i generalnie nie przepadam za graniem online, ale nawet jak po długim czasie niegrania chwyciłem gokarty, to czułem że nadal mam co robić i dalej czułem tą samą radość z wygrywania.

Nie wiem co dokładnie Nintendo wymyśli w przyszłości – zapowiadają jakieś Super Mario Party – czyli zbiór minigier dla wielu osób. Sam chętnie bym zobaczył jakąś Marianową koszykówkę ale nie widzę na to szans. Poza tym, jest jeszcze sporo gier pod specyficzne gusta – nie widzę sensu robić wyliczanki (kolekcja Nekketsu się ma ukazać i choćbym miał sprowadzić Japończyka to i tak będę grał). Sam mam chęci kupić to i tamto, ale ograniczam się, bo wiem, że czasu na ogrywanie też trochę potrzeba a tego najbardziej mi brak.

Gry od samego Nintendo to już kupa zabawy dla całej rodziny i myślę, że czas miło spędzony przed konsolą wynagradza każdą wydaną złotówkę. Gdy ktoś lubi elektroniczną rozgrywkę powinien dać Ninny szansę.

Choć 1500 zł +, to dość duża cena za dawanie szansy.